Do trzech razy sztuka. Chleb z miodem i lawenda.
Po lipcowym powrocie z Polski czekala na mnie w domu mila niespodzianka: byly to dwie ksiazki o chlebie autorstwa Richarda Bertineta. Juz od dluzszego czasu przymierzalam sie do ich kupna, wiec kiedy zobaczylam je lezace w pokoju na kredensie, ucieszylam sie jak dziecko :) Przegladajac je od razu doszlam do wniosku, ze mam ochote upiec wszystkie chleby i bulki, ktore autor prezentuje. Nie wiedzialam jeszcze wtedy co mnie czeka. A czekala mnie prawdziwa droga przez meke :))
Na pierwszy ogien poszedl chleb z miodem i lawenda. Bylam bardzo ciekawa jego smaku. Bertinet pisze, ze jesli ktos nie przepada za lawenda, powinien po prostu odpuscic sobie pieczenie. Ja nie bardzo wiedzialam, po ktorej stronie mam sie opowiedziec: zwolennikow czy przeciwnikow lawendy, wiec postanowilam go upiec zmniejszajac jednak tak na wszelki wypadek jej ilosc (dalam niepelna lyzeczke suszonej). Chlebek ladnie wyrastal, wszystko przebiegalo bez komplikacji. Do momentu, kiedy musialam przelozyc bochenek na rozgrzana blache... Moj pieknie wyrosniety chleb opadl i poniosl sie tylko minimalnie podczas pieczenia. No coz, pomyslalam, moze zbyt dlugo wyrastal...bywa i tak. Chleb na tyle mi jednak posmakowal (doskonale smakuje z bialym serem i miodem lub w postaci grzanek), ze postanowilam upiec go jeszcze raz. Niestety za drugim razem bylo jeszcze gorzej. Z przerazeniem obserwowalam, jak z wyrosnietego chleba schodzi powietrze. To wygladalo doslownie tak, jakby ktos przeklul balonik.... Na nic sie zdalo skracanie czasu wyrastania i delikatne obchodzenie z chlebem. Doslownie padl plackiem :) Juz mialam sobie odpuscic, kiedy zobaczylam u Liski a pozniej u Kass chleby, ktore wyrastaly w garnku zeliwnym a pozniej byly w nim pieczone (bez uprzedniego rozgrzewania garnka). Pomyslalam, ze to jest ostatnia szansa dla tego chleba. Zagniotlam ciasto chlebowe, odstawilam je do pierwszego wyrastania, pozniej wrzucilam je do garnka wylozonego papierem do pieczenia i odstawilam do kolejnego wyrosniecia. Z dusza na ramieniu wstawilam garnek do piekarnika. Po pol godzinie zdjelam pokrywke i odetchnelam z ulga. Ufff...wreszcie sie udalo. Mimo tego, ze chleb nie do konca spelnia moje oczekiwania co do wygladu (nie popekal podczas pieczenia i nie wyrosl zbyt mocno, jest taki bardziej "rowny") to wyglada moim zdaniem na tyle dobrze, ze moge go Wam pokazac :) Oczywiscie zachecam Was tez do pieczenia. Moze bedziecie mieli wiecej szczescia niz ja :) Chlebek pieknie pachnie miodem i delikatnie lawenda, ma duza ilosc malych dziurek, mieciutki miazsz i lekko chrupiaca skorke. No i oczywiscie warto go upiec chociazby dlatego, aby sprawdzic jak smakuje :)
Na koniec chcialam jeszcze podziekowac Kass za pomoc i cenne uwagi :)
Przepis pochodzi z ksiazki Richarda Bertineta "Brot für Genießer".
Chleb z miodem i lawenda
Skladniki na 1 maly bochenek:
300 g maki pszennej pelnoziarnistej
200 g maki pszennej (dalam typ 550)
10 g swiezych drozdzy (dalam 5 g suszonych)
10 g soli
350 g wody
1 czubata lyzeczka kwiatow lawendy (swiezych lub suszonych)
30 g dobrego jakosciowo plynnego miodu (lub miodu lawendowego)
maka do posypania
Obie maki wymieszac, wkruszyc drozdze, dodac miod, lawende, sol i wode. Zagniesc gladkie i elastyczne ciasto (za pomoca miksera lub "metoda Bertineta"). Uformowac kule, wlozyc do lekko omaczonej miski, przykryc sciereczka i odstawic na 45 min. do wyrosniecia.
Wyjac ciasto z miski, lekko odgazowac, ponownie uformowac kule i wlozyc ja do miski. Odstawic na kolejne 45 min. do wyrosniecia.
Wyrosniete ciasto wyjac na blat, rozplaszczyc lekko naciskajac, uformowac kwadratowy bochenek zakladajac rogi ciasta do srodka (tak, jak robi sie koperte). Ulozyc ciasto zalozonymi rogami do dolu, na wysypanej maka sciereczce, posypac bochenek z wierzchu maka. Przykryc druga sciereczka i odstawic do wyrastania na 1-1,5 godz. az bochenek prawie podwoi swoja objetosc.
Wyrosniety bochenek przelozyc na lopate i wsunac do piekarnika (na rozgrzana blache lub kamien) rozgrzanego do temp. 250°C. Przed wlozeniem do piekarnika naciac bochenek na krzyz. Boki i drzwiczki piekarnika spryskac woda.
Wstawic chleb, przykrecic temp. do 220°C i piec 10 min. Nastepnie zredukowac temp. do 200°C i piec kolejne 20-30 min.
Upieczony chleb popukany od spodu wydaje gluchy odglos. Studzic na kratce.
Jezeli uzywamy garnka zeliwnego: zamiast kwadratowego bochenka formujemy kule i wkladamy do zeliwnego garnka wylozonego papierem do pieczenia. Przykrywamy i odstawiamy do wyrastania (moj chleb rosl 35 min.). W tym czasie rozgrzewamy piekarnik do temp. 250°C*. Wstawiamy garnek do piekarnika, przykrywamy pokrywka i pieczemy 30 min. Nastepnie zdejmujemy pokrywke i dopiekamy kolejne 10-15 min.
*zgodnie z metoda Liski zimny garnek powinnismy wstawic do zimnego piekarnika. Ja to niestety przeoczylam i nagrzalam wczesniej piekarnik.
Komentarze
Uściski:*
Chlebek wygląda smakowicie - a jako że mam w szafce zapas suszonej lawendy, który przywiozłam z wakacji, chętnie się na jego upieczenie skuszę w najbliższej przyszłości.
Pozdrawiam! :)
Bardzo apetycznie wyglada!!podeslij kromalka????
Pozdrawiam :)
najważniejsze jest to by się nie poddawać, miąższ to on ma cudny!
mniam
Spróbuj następnym razem dodac jeszcze rozmarynu. Ostatnio upiekłam rozmarynowo-lawendowe ciasteczka - niebo w gębie :)
jest niesamowicie piekny i moge tylko sobie wobrazic jaki jest pyszny:)
nie mam się do czego przyczepić...
i bardzo ciekawa jestem jego smaku.
A u mnie czeka na swój czas książka P. Reinharta :)
Buziaki!
Trzeba będzie się w końcu skusić
Prześliczny bochenek
Piękny chleb, ma bardzo ładny kolor. No i najbardziej ciekawi mnie smak, szkoda, że nie można przez komputer spróbować;)
Całusy!
P.S.
Zakupiłam "Włoską..." Oliviera. :))
Zapraszam do zabawy
http://www.sfinjak.wroclaw.pl/eggblog/news.php?id=135
Zaytoon - taki garnek to fajna sprawa. Chleby rzeczywiscie wychodza z niego swietne. Poprawilam blad w tekscie: zimny garnek wstawiamy do zimnego piekarnika :))
Gosia - dzeikuje. Nie taki diabel straszny jak go maluja :) Pieczenie chleba to pikus :)) A kromala juz wyslalam :))
viridianka - tez tak uwazam :) Dlatego sprobowalam po raz trzeci. No i dlatego tez, ze ten chleb (bez lawendy) jest podstawa do innych chlebow z dodatkami.
dorota20w - dziekuje :)
Tilianara - hmm...jestem bardzo ciekawa smaku tych ciasteczek. Zo byloby dla mnie nie lada wyzwanie bo za rozmarynem za bardzo nie przepadam :)
aga - dziekuje. Daleko mu do doskonalosci wiec ciesze sie, ze Ci sie podoba :)
kass - dziekuje jeszcze raz za pomoc. Totalnie zapomnialam o tym, aby nie nagrzewac piekarnika (moze dlatego wyszedl taki rowny a nie wyrosniety). Nastepnym razem to poprawie bo ten chleb bede piekla jeszcze w wielu kombinacjach :)
Amber, Kas - dziekuje :)
Kuba - ha ha. Juz nie marudze :))
Wiosanna - sprobuj. Sa tylko dwa wyjscia: albo Cie zachwyci albo ja znienawidzisz :)
Beata - w takim razie to chleb dla Ciebie :) Dziekuje.
cudawianki - dziekuje. Naprawde pachnie lawenda. Tak delikatnie jednak :)
kornik - szkoda, ze nie moge Cie poczestowac :) Nie moglam sobie odpuscic bo ten chleb to baza do innych chlebow.
KUCHARNIA, Anna-Maria - dziekuje slicznie. Tyle milych slow :))
misbasia - dziekuje. A ksiazka Jamiego na pewno Ci sie spodoba :)
Karmel-itka - dziekuje :)
thiessa - dziekuje za zaproszenie :)
piegusek1976 - dziekuje. Fakt, lawende trzeba lubic. W chlebie nie czuc jej tak bardzo i jak pisalam specjalnie dalam jej mniejsza ilosc. Moim zdaniem naprawde nie przeszkadza i chleb ma ciekawy smak :)
Kasia w kuchni - dzieki za zaproszenie :)
http://kuchennymidrzwiami.blogspot.com/
Aaaa....
zapraszam Cię do zabawy blogowej http://hichotka.blogspot.com/2010/09/lubie.html
Miło będzie jak się z nami podzielisz tą dziesiątką.
U mnie wczoraj chlebowa porażka;
dobrej nocki
M.
http://misbasia.blox.pl/2010/09/O-lubieniu-slow-kilka8230.html